Uwaga!



Powyższa strona może zawierać treści erotyczne, wulgarne lub obraźliwe, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Czy jesteś osobą pełnoletnią i chcesz świadomie i dobrowolnie zapoznać się z treścią powyższej strony?




    Nie     - wybór tej opcji spowoduje opuszczenie strony.

Tak, ale chcę otrzymywać ostrzeżenia - wybór tej opcji spowoduje przejście do strony i kolejne ostrzeżenia w wypadku podobnych stron.

Tak, ale nie chcę otrzymywać ostrzeżeń - wybór tej opcji spowoduje zapamiętanie Twojej zgody dla innych stron i nie będziesz otrzymywać tego ostrzeżenia.

Najnowsze wpisy


Związek Wegetowca
Autor: run_before_the_storm
25 lutego 2019, 13:21

Początek

   Wszystko zaczęło się od wieloletniej znajomości i przyjaźni z moim partnerem. Okazuje się, że te lata znajomości i wspólnie spędzony czas były najcudowniejsze na przełomie wszystkich lat. Zawsze o mnie pamiętał, wykazywał mi troskę i zainteresowanie. Uwielbiałam spędzać z nim czas i miałam wtedy poczucie bezpieczeństwa u jego boku. Wystarczą drobne gesty, by kobieta była szczęśliwa i uśmiechnięta. Po wielu latach nieudanych związków po obu stronach zdecydowaliśmy się zaryzykować znajomośc i dać sobie wzajemnie szansę na związek. Wszystko wskazywało na podjęcie dobrej decyzji. Poczatki jak zwykle były miłe. 

 

Ciąża    

   Gdy zaszłam w ciążę, pojawiła się radość, strach i zaczęły powoli odkrywać się wszystkie karty. Cudowny, zaradny i troskliwy przyjaciel zaczynał mi być coraz bardziej obcy. U mnie pojawił się instynkt macierzyński, zadbanie o wyprawkę, zapewnienie warunków dla dziecka i ciągła praca mimo zagrożonej ciąży. Ze strony partnera nie czułam troski, bliskości oraz tworzenia strefy bezpieczeństwa. Żył jak dotychczas. Nie myślał ile wszystko kosztuje, nie próbował tego zapewnić. Pojawiły się kłótnie. Kłótnie, że powinien też o wszystko zadbać, pomagać mi, wspierać mnie. Chwilami miał przejawy pozorów. Zwłaszcza na pokaz. 

 

Poród

    W dniu porodu przyjechał do szpitala zdenerwowany, zestresowany i czekał. Ze względu na fakt, iż oddaliliśmy się od siebie nie chciałam wspólnego porodu. I tak czułam się samotna ze wszystkim. Stresowałam się bardzo, aby wszystko poszło dobrze. Ta chwila po urodzeniu dziecka gdy wszedł. Był bardzo przejety. To zrozumiałe, ale nie czułam jego zainteresowania o mnie, o moje samopoczucie, potrzebę odczucia miłości. Gdy położna rzuciła żartem, że po takim porodzie i tak zdrowe dziecko powinien być duzy pierścionek. Poczułam ukłucie w sercu. Wiedziałam, że on o tym nawet nie myśli. Wtedy nigdy od niego jeszcze nie usłyszałam słów "kocham Cię". Myślałam może skryty, może po porodzie usłyszę. Ale w tym temacie była głucha cisza. Bolało, ale cały czas czekałam. Na to trzeba czasu, niektórzy więcej inni mniej.

 

Macierzyńskie

   Byłoby cudowne, gdybym mogła skupić się na domu i dziecku. Niestety po nocach musiałam pracować, żeby mieć pewność, że nie stracę pracy, zapewnie wszystko co niezbędne dziecku. W dzień dziecko, w nocy praca przy komputerze i po trzy godziny snu. Owszem on też pracował, ale nie wysilał się. Nie patrzył czy starczy, czy iść dorobić. Uznał, że pracuję bo chcę. A jak z podstawowej puli się kończyło, to przychodził jak do bankomatu z oszczędności składanych w konkretnym celu brać - skończyły się pieniądze. Całymi dniami do późnych godzin byłam sama. Mimo probolemów zdrowotnych sama musiałam dźwigać wózek z dzieckiem, sama jeździłam na badania, szczepienia. A mimo to jak powiedziałam, że skoro w nocy pracuję a w dzień zajmuję się dzieckiem, to chociaż w nocy mógłby pomóc i wstawać do dziecka. Doba zaczynała mieć za mało godzin dla mnie a ja obawiałam się, że spowolniona przemęczeniem nie zdąrze wyrabiać się z pracą jak jeszcze będę co chwila w nocy biegac sama do dziecka. Pierwsza reakcja wywołała słowa z jego ust "A co ty takiego robisz". Oczywiiście abym cokolwiek wyprosiła i uzyskała pomoc musiała być o to kłótnia. Tak samo było cały czas z każdą inną prośbą o pomoc w obowiązkach domowych i przy dziecku. 

Pomyślicie sobie masochistka, po co z nim jest. Otóż w ciaży i po porodzie moja mama była ciężko chora i w trzecim miesiącu życia mojego dziecka zmarła. Partnera mama zmarła jak partner miał 5 lat. Dziadkowie uważali, że dziecko jest za małe i nie pomogą, bo się boją. Mogłam liczyć na siebie samą i każda pomoc nawet wymuszona miała dla mnie ogromne znaczenie. To są w stanie zrozumieć tylko matki. Wiedzą ile wysiłku i pracy jest przy małym dziecku. A teraz jak dodadzą sobie do okresu macierzyńskiego pracę w pełnym wymiarze. Tak, tak partner powinien mi zapewnić poczucie bezpieczeństwa. Nie kwapił się liczyła się dla niego tylko praca, która nie zapewniłaby nam tego komfortu, by nie bać się o jutro. 

Pamietam jak dziecko w piatym tygodniu życia miało zapalenie płuc. Byłam z maleństwem w szpitalu. Zaraziłam się od dziecka i powiedziano mi, że nie powinnam przebywać na oddziale. Partner jak usłyszał, że on musi mnie zmienić pierwsze co zrobił mi awanturę, że on musi pracować, że nie może wziąść zwoleniani lekarskiego. Musiał po kłótni kolejnej uświadomiłam go, że nie ma wyjścia. Tym bardziej, że on zdrowy będzie tylko zajmował się dzieckiem w szpitalu. Nie musiał jak ja na noce zmieniać się ze mną by w nocy pracować. 

Takich sytuacji było od groma. Wszystkich przytaczać nie bedę. Do czego dąże? Przejdźmy do uczuć.

 

Uczucia

Po dwóch latach zapytałam czemu jeszcze nie znam jego uczuć. Cały czas potrzebowałam miłości, wsparcia, czułości. Zwykłych gestów życzliwości, abym choć troche czuła się kochana. Każdy człowiek ma taką potrzebę. Ciężko jest z kimś żyć jak z obcym, jak w jakimś układzie bez miłości i bliskości. Musiał sie zastanowić. Zastanawiał sie miesiąc, czy mnie kocha przyparty do muru. Usłyszałam owszem, jak kolejny raz się upomniałam. Wymuszone, nie wiem czy dla świetego spokoju, czy abym nie zakończyła tego. Dlaczego mnie to nie cieszyło, bo tego wcale nie czułam, takie wyproszone raz na siłe usłyszane i nie odczuwane. I dalej się tak zastanawiam ile jeszcze tak wytrzymam. Dziecko ma już trzy lata. On nie tuli mnie, nie całuje, co tylko możliwe zrzuca na moje barki. Rozmowy by to zmienić nie mają sensu, albo milczy, albo mówi że się stara, że to moja wina bo są kłotnie. Wychodzi na to, że kłotni nie będzie jeśli będę wszystko robić sama, albo jak on coś zrobi to będę uważać, że dokonał czegoś niemożliwego i jest super bohaterem. Halo dziecko, dom relacje, obowiązki na to wszystko powinny pracowac obie osoby w związku. 

Taki mały przykładzik. Ubranka, zabawki, meble dla dziecka, do kuchni do przedpokoju, do salonu, sprzęt zapewniłam ja. Wszystkie wymieniłam na nowo, urzdzam po trochu krok po kroku sama. On się do tego nie dokłada. Sama na to wszystko odkładam dodatkowe pieniądze. On owszem daje pensje, na życie i opłaty ale ja tak samo daje na to. 

Wielokrotnie prosiłam o czułośc, miłość, przyjaźń pomoc. Wręcz prosze się o to i mówię, że zaczynam myśleć o zdradzie lub rozstaniu się, bo dłużej tak żyć nie potrafię. Nie da się tak żyć. Jestem tylko człowiekiem. Dla dziecka wszystko przeciągam, aby miał oboje rodziców. Ale co to za związek gdzie są kłotnie i neutralność a raz na miesiąc przytulas ze strony wegetowca albo i rzadziej, bo on uważa, że nie ma takiej potrzeby. cdn.